Tonacja wnętrza jest podobna do tej z głównego wejścia - hol jest bardzo duży, przestronny i całkiem wysoki, zamieszczony w tonacjach jasnych i dostojnych - podłoga jest co prawda z kamienia, na który po prostu nałożono rozległy do wszystkich ścian, bogaty dywan przedstawiający w dobrej jakości uskrzydlonego, niby królewskiego anioła, który dzierży w jednej ręce długi miecz, a w drugiej równie długą różdżkę zakończoną sporą, szklaną, błękitną kulą. Na końcu holu zaś dywan kończą stosunkowo małe, mogące pomieścić dwie lub trzy osoby wszerz marmurowe schodki o pięciu stopniach, prowadzące do biblioteki. Ściany pomieszczenia wyłożone były bardzo jasną, prawdopodobnie świerkową boazerią ułożoną w linie położone na skos. Boazeria kończyła się na dwóch metrach, a po niej nastawała biała, niby zwyczajna ściana, kończąc się za około dwa metry sufitem, z którego zwisał pośrodku małej wielkości, szklany żyrandol w środku którego umieszczony był mały kryształ, zasilany dziwną, magiczną energią, oświetlający środek holu podczas wieczoru. Po lewej stronie od wejścia stało paręnaście wyglądających na wygodne foteli i krzeseł przy stolikach. Przy wejściu zaś po obu stronach okna wystawione były szklane "pudełka" na które uczeni zwykli mówić terrarium lub akwarium - wielu klientów ma wielką radość oglądając egzotyczne ryby, gady, płazy a nawet małe stworzenia noszące miano "potworów", jak np. wiecznie mały pająk błotnisty, normalnie osiągający wielkość przeciętnego wilka leśnego, teraz mający wielkość zaledwie ludzkiej głowy...
Wokół holu były ustawione pozłacane świeczniki - jedynie po prawej stronie pomieszczenie oświetlały nie świeczniki i żyrandol, lecz dziwne lampki, ustawione na każdym z regałów - tu bowiem znajdowała się swoista kasa lub lada, za którą stał bardzo stary już i zmęczony życiem Molvin, który z wiecznym, zakłopotanym życzliwym spojrzeniem i szczerym uśmiechem przyjmuje prawie każdego klienta. Tym razem jednak zamiast starej, spróchniałej, ciemnej lady stało teraz przed nim solidny, dębowy mebel posiadający parę szuflad i półek od strony obsługującego, oraz parę gablotek dla wizytatorów, w których ustawiono co bardziej popularne lub polecane przez zarząd apteki specyfików i mikstur. Za nim zaś stały trzy drewniane regały zapełnione dosłownie wszystkim, co potrzebne do zwykłych tworów alchemicznych, zielarskich i magicznych. Od spreparowanych w słoiczkach oczu pająka po sfermentowane w oleju kozie jądra lub szpik kostny. Między sześcioma regałami prowadził mały przesmyk, którym można było dojść do dziwnie do atmosfery miejsca starych, ciemnych, trochę opalonych, ponadgryzanych czasem drzwi o czarnych, żelaznych okuciach i trochę podrdzewiałą, ale nadal błyszczącą pozłacaną głową lwa służącego za kołatkę - drzwi były bez klamki... Gdzieś między regałami był też właz którym Molvin wchodził do magazynu, w którym było to, czego nie można było znaleźć na regałach.