Iwan odnalazł miejskie targowisko, po czym westchnął. Nigdy nie lubił tłoków, zwłaszcza na targowiskach. Gwar, smród, irytujące przekupki i kuglarze. Oczywiście wburzył się wewnętrznie, przechodząc obok stoiska handlarza niewolników, który zachwalał głośno swój towar, po który przybywali szlachcice i mieszczański patrycjat. Że też dalej mieli odwagę! W ogóle nietrudno się domyślić, że odczuwał niechęć do większości kupców, chciał jednak szybko zdobyć towar, na którym mu zależało. Przeciskając się przez tłum, trzymał recz jasna rękę na sakiewce i był gotów automatycznie wypalić z naładowanego pistoletu między oczy temu, kto by mimo tego odważyłby się ją wyrwać.
Wypatrzył stragan sprzedawcy uzbrojenia. Choć w kolonii o wiele łatwiej było o broń niż w macierzy Cesarstwa, spodziewał się, że po tutejszym buncie niewolników administracja będzie chciała ludność bardziej unieszkodliwić. No cóż, jej problem. Rzucił okiem na oferowany towar. Wypatrzył dwie rzeczy, na których mu zależało- kordelas, broń, do której przywykł podczas walk na pokładach okrętów, i toporek z kolcem po stronie obucha, przydatny zarówno jako narzędzie, jak i do przecinania olinowań, rozwalania drzwi czy przebijania pancerzy. Oba przedmioty nie były wyśmienitej jakości, lecz z pewnością mogły dobrze służyć przez spory okres czasu. Iwan zapytał straganiarza, ile każde z nich kosztuje.