Nieco na uboczu, pomiędzy dzielnicą handlową, a mieszkalną, stoi niepozorny drewniany budynek, kryty gontem. Nie wyróżnia się on niczym specjalnym: w niewielkich oknach palą się świece, ze środka dobiegają rozbawione głosy, a z komina wydobywa się wąska stróżka dymu. Dopiero po dłuższej chwili można zauważyć kołyszący się na wietrze szyld, zbity z kilku przegniłych desek. Wyrysowany jest na nim pysk dzika, a zatarty już napis głosi:
Kieł Dzika - gospoda
Lecz cały budynek nie przypomina normalnej karczmy - brakuje tutaj upitych mężczyzn, pozbywających się niedawno zjedzonej kolacji wprost do rynsztoka, śpiewających bardów, czy dziewek, które zaciągają swoich ukochanych na tyły, by spędzić z nimi noc na sianie. Zamiast tego przy dwuskrzydłowych, okutych żelazem drzwiach stoi mierzący blisko osiem stóp wzrostu ork, który bacznie rozgląda się na boki. Wspiera się on na solidnej włóczni, równej mu co do długości. Bez wątpienia zielonoskóry wojownik nie ma za zadanie naganiać potencjalnych gości i klientów...